Łódź po polsku i indyjsku (4 kwietnia 2013)

Na Piotrkowskiej trudno jest znaleźć restaurację, która nie jest kebabem… Chłopska Izba, jak na chłopską izbę przystało miała drewniane stoły i ławy, ręcznie tkane makatki oraz słomę wystającą ze ścian. Obsługiwał nas Kelner bardzo dobrze znający menu i wielkość porcji, dzięki czemu umiał odradzić zamówienie, którego już nie zjemy;)

Chłopska Izba

– Czekadełko – chleb ze smalcem. Ale czego innego można spodziewać się po tradycyjnym polskim jedzeniu?

Czekadełko polskie

– Śliwki suszone zapieczone w boczku – moja Mama mówiła na to „wronki” i było to moje danie z dzieciństwa;) Idealne dla dziecka niejadka – słodkie, słone i chrupiące;) Te „wronki” były rewelacyjnie duże, bo z kilkoma śliwkami w środku. Z cienkim plasterkiem boczku. Dawno ich nie jadłam i dobrze, że przypomniałam sobie ich smak. Lubię to!

Śliwki zapieczone w boczku

– Barszcz czerwony z kołdunami – zwykły barszczyk z kartonu, w zwykłym arcorocu. Słabo.

Barszcz z kołdunami

– Kapuśniak na świńskim ryju z prażonkami – ten świński ryj co prawda mnie nie zachęcał, ale kapuśniak owszem, bo też dawno nie jadłam. Został podany w podgrzewanym kociołku, który wydawał się mały, a w rzeczywistości zmieścił dużo zupy! Sam kapuśniak był wodnisty, pływały w nim skwarki, więc wybierałam i jadłam tę kwaśną kapustę z niewielką ilością wody. Natomiast prażonki (o które wcześniej zapytałam kelnera, bo pierwszy raz spotkałam się z tym określeniem) to zagniecione w sporą kulę ziemniaki (z dodatkiem tłuszczu – jakiego?), podane ze skwarkami. TE ZIEMNIAKI były pyszne! Skwarki natomiast gorsze, bo już przy podaniu były zimne…

Kapuśniak

Prażonki do kapuśniaku

– Sznycel Małopolskich Chłopów z jajkiem sadzonym – zamówiony z gotowanymi warzywami (marchewka, brokuły i kalafior). Kolejne wspomnienie z dzieciństwa – tym razem eM. Sznycel cienki, duży, smaczny, syty. Jajo dobrze „posadzone”. To była uczta!

Sznycel z jajkiem sadzonym

– Gorąca czekolada z wiśniówką – czekolada niestety wodnista i z proszku, ale z wiśniówką i smakowała wyśmienicie. Dlaczego nie wpadłam na to połączenie wcześniej?

– Piwo ciemne

Piwo ciemne i czekolada pitna z wiśniówką

W tle przeboje polskie – też wzbudzały wspomnienia – podstawówki! Lata 90…!

 

Kolacja wypadła nam w indyjskiej restauracji Ganesh. Też na Piotrkowskiej;)

W Ganeshu

Ganesh znamy z Warszawy, więc wiemy czego się spodziewać:

– Czekadełko – papadmsy z sosami – uwielbiam ich chrupkość, dodatek kminku oraz różnorodność sosów (pikantny zielony – z kolendrą i słodkawy czerwony – z owocami tamaryndowca).

Papadams

– Samosy wegetariańskie – smażone stożkowe pierogi z farszem z ziemniaków, groszku i przypraw (czosnek, imbir, kmin rzymski, curry). Klasycznie smaczne.

Samosy wege

– Veg Sizzlers – pieczone kawałki indyjskiego sera (paneer), cebuli, pomidorów i placków (naanów) podane na gorącej patelni. Na liściu kapusty. Ogromna porcja! Łagodna w smaku. Z sosem.

Veg Sizzlers

– Dal Makhani – soczewica w sosie śmietanowym. Była bardziej ostra, niż się spodziewałam. Dobrze pasowała do warzyw i panneru.

Dal Makhani

– Mango lassi – napój jogurtowy z mango. Tu i teraz był słabiej, niż zwykle zmiksowany, ale i tak bardzo smaczny. Odpowiednio chłodne, odpowiednio słodkie, odpowiednio „mango”.

Mango lassi

– Indyjskie piwo Cobra

Piwo indyjskie

Jedzenia było tak dużo, że wystarczyło nam na śniadanie. Nawet na zimno było pyszne!

Urodziny na mieście (22 lutego 2013)

Moja siostra Joanna, w końcu po 15 latach jest o rok starsza;) Urodziny odbyły się w Spółdzielni CDQ, czyli Spółdzielni Centralnego Domu Qultury.

CDQ

Szwedzki stół na imprezę. Poza paluszkami i chipsami (no i chrupkami kukurydzianymi), – – co zaoferował CDQ, myślałyśmy intensywnie o jedzeniu zdefiniowanym jako: różnorodne i smaczne (żeby każdy znalazł coś dla siebie), proste do zrobienia i przewiezienia (bo niektórzy pracują poza kuchnią, a później muszą wszystko zawieźć w to imprezowe miejsce), mało lub niebrudzące (bo na imprezie, gdzie jest dużo ludzi, łatwo o wpadnięcie na kogoś i ubrudzenie go swoim lub jego jedzeniem). I wyszło tak:

– Dania ciepłe: gulasz i bigos wegetariański – prezent od gości:) (staram się o przepis na gulasz – był oczywiście warzywny z sosem pomidorowym i indyjskimi przyprawami – kmin rzymski rządzi!). Dania ciepłe dobrze, żeby ciepłe pozostały, dlatego warto pomyśleć o jakimś podgrzewanym kociołku lub minikuchence i dobrze trzymającym ciepło garnku;)

Gulasz wege

– Smalec wegański (z pieczarkami, cebulą, błyskawicznymi płatkami owsianymi i plantą) – ciekawostka wieczoru z tego przepisu😉 Z ogórkami kiszonymi i kromkami chleba.

Smalec wegański

– Sushi – od znajomych – głównie maki wegetariańskie i nie. Oczywiście z dodatkami, których każdy po sushi się spodziewa.

– Domowe quesadille – dwa rodzaje – z łagodnym i ostrym ciastem kukurydzianym. Ze szpinakiem i fetą. Do tego (i nie tylko) sosy różne meksykańskie (pomidorowe, paprykowe, serowe).

– Wykałaczkowe przekąski na raz – oliwki, ostre papryczki nadziewane serem, kabanosy, koreczki (kostki sera, pomidorek koktajlowy, oliwka)

– Winogrona i ciasta – minieklerki, serniki i ciasto – prezent (z masą karmelową i kremem śmietanowym na biszkopcie, posypane kakao)

Szwedzki stół

Joanno po raz kolejny ściskamy Ciebie mocno!

Goście, poza jedzeniem, też pili to, co chcieli;)

„Smalec” wegetariański

Eksperyment na smalcu wegetariańskim. Inspiracją był smalec na Vegan Brunchu w Faworach. Przepis dostaliśmy od koleżanki, która organizowała imprezę (wielki całus!).

„Smalec” wegetariański wzbudza bunt w niewege ludziach;) Bo smalec to ze świni, a nie z warzyw… A jednak, co mam nadzieję wzbudzi kontrowersje – smakiem przypomina… a nawet może być lepszy, od tego tradycyjnego (wg niektórych opinii, bo ja nigdy tradycyjnego nie próbowałam). Poza tym są problemy z nazwą, która całkiem nie pasuje, bo smalec jest pochodzenia zwierzęcego… czyli może bardziej „margaryna warzywna”? Która nazwa najlepsza? Już poza sporami o pochodzenie, smak i nazwę – mi ta wegetariańska/ wegańska mieszanka bardzo odpowiada i jestem bardzo na TAK. Razem z eM. jesteśmy;)

1. Przepis wyjściowy – „smalec” vegański: roztopiona planta + uduszone pieczarki i cebula + granulat sojowy + sól + pieprz.

„Smalec” jest biały, jak ten klasyczny. Wg eM. smakuje prawie jak tradycyjny i jest bardzo smaczny. Dla mnie – bardzo smaczny i się zajadałam;)

Smalec wegański

2. Moje modyfikacje (ta akurat z przymusu) – „smalec” już wegetariański (z uwagi na dodatek tłuszczu i białek mleka do margaryny): uduszone na oleju rzepakowym, drobno pokrojone pieczarki (0,5 kg) i cebula (3 szt.) + ugotowane i odciśnięte płatki owsiane (1 szklanka) + sól i pieprz do smaku, ale intensywniejszego, niż normalnie byśmy doprawili. Całość zalana w miseczce roztopioną margaryną twardą (1 kostka). Zostawić do ostygnięcia i finito.

Składniki na tę wersję

Ten „smalec” jest bardziej żółty, niż biały, ale też fajny! Niestety przechowywany w lodówce dłużej, niż 1 dzień, nieco się kruszy przy nabieraniu go na kanapkę. Nie wiem czy to kwestia margaryny, czy ilości dodatków, których było sporo;) Margaryna, użyta jako tłuszcz, nie wpływa negatywnie na smak „smalcu”.

Z płatkami owsianymi i margaryną twardą

3. Modyfikacje z ciekawości – „smalec” też wegetariański (tu już całkowicie zwierzęcy produkt, bo masło): przepis jak wyżej, ale zamiast płatków – w końcu – granulat sojowy (80g) i zamiast margaryny – masło klarowane (czyli pozbawione białka i wody). Granulat wrzuciłam do duszących się na patelni pieczarek i cebuli. Wchłonął wodę z pieczarek jak oszalały i musiałam nieco jej dolać (parę razy nawet).

Pieczarki + cebula + granulat sojowy + masło klarowane + sól i pieprz

„Smalec” też koloru żółtego i o tej samej rozpadającej się konsystencji. Masło już wpływa na zmianę aromatu i ten wyrób pachnie masłem;) Poza tym, wydaje mi się, że szybciej, niż poprzednie „smalce”, się rozpuszcza. Jednak i tak smakuje super!

Trochę trwa, zanim stężeje, ale taki świeży jest bomba!

Z pieczarkami, cebulą i granulatem sojowym

Wartość odżywcza smalcu tradycyjnego – dostarcza on wyłącznie tłuszczu zwierzęcego w czystej postaci. Niestety tłuszcz wieprzowy ma negatywny wpływ zdrowie. Kwasy tłuszczowe nasycone, które w nim dominują, działają miażdżycorodnie, czyli podnoszą poziom złego cholesterolu (LDL) we krwi i wpływają na tworzenie się blaszek miażdżycowych w tętnicach. Bardziej obrazowo – tłuszcz pływający w tętnicach zlepia się w kupy, zatyka światło naczynia i utrudnia przepływ krwi.

Jak na tym tle można ocenić „smalec” wege? W dalszym ciągu ocena negatywna – czy to tłuszcz palmowy, czy roślinny utwardzony (margaryna), czy masło klarowane – dominują niekorzystne dla zdrowia kwasy tłuszczowe konfiguracji typu trans (w maśle klarowanym nadal kwasy tłuszczowe nasycone). Takie samo działanie, jak opisane powyżej. Z drugiej strony jego kaloryczność jest niższa, niż smalcu tradycyjnego (poza tłuszczem są tu wypełniające, niskokaloryczne dodatki takie, jak pieczarki, cebula, granulat czy płatki). To co też dobre w „smalcu” wege, to dodatek błonnika (pod postacią tych wcześniej wspomnianych niskokalorycznych dodatków), którego w smalcu tradycyjnym nie ma wcale. Błonnik obniża nieco wchłanianie tłuszczu i przyspiesza pasaż (przejście) treści pokarmowej w przewodzie pokarmowym, dzięki czemu jedzenie nie zalega w naszych jelitach.

Smalec, jaki by nie był, lepiej jeść „od święta” (kilka razy w roku, tak? TAK). Warto nim smarować razowe, gruboziarniste kromki pieczywa… zawsze (bo ten ochronny błonnik), bez względu na jego pochodzenie;) Jako dodatki warzywne – dodatkowy błonnik – polecam klasyczne ogórki kiszone lub małosolne, cebulę (też czerwoną), kolorową paprykę (może i nawet marynowaną) oraz sałatkę z wymienionych:) I już na koniec – jak nadarzy się okazja spróbowania „smalcu” wege, to polecam!

Ciemne pieczywo to podstawa

Vege brunch (25 listopada 2012)

Ten odbył się w kawiarni Fawory reklamującej się takim rozkładem dnia: kawa prasa śniadanie aktywność lunch spotkanie dyskusja kawa koncert wystawa alkohol.

Vege, bo jedzenie w całości było wegańskie. Wegańskie, czyli z produktów pochodzenia wyłącznie roślinnego, bez jaj, mleka, masła, a nawet prawdziwego miodu. Nieumiejętnie prowadzona dieta wegańska może doprowadzić do wielu niedoborów, a co za tym idzie – chorób (m.in. niedokrwistości, osteoporozy, ogólnego wyniszczenia organizmu). Amerykańskie Stowarzyszenie Dietetyczne wydało w 2009 roku oświadczenie, mówiące o tym, że prawidłowo zbilansowana dieta wegańska może być dietą zdrową dla wielu grup wiekowych. Przestrzeganie jej mogłoby zapobiec chorobom cywilizacyjnym takim, jak otyłość, cukrzyca typu 2, miażdżyca etc. Dla mnie dieta wegańska jest trudna. A jednak – wyłączenie produktów pochodzenia zwierzęcego, daje wręcz nieograniczone możliwości. Upieczenie ciasta bez jaj, ubicie bitej śmietany bez śmietany, zastygnięcie galaretki bez żelatyny czy zrobienie smalcu bez słoniny – no problem! Co więcej – jest to wykonalne bez utraty smaku (niektórzy nawet nie zauważą różnicy). Klasyczny weganin wykorzystuje w kuchni więcej różnorodnych produktów, niż klasyczny mięsożerca;) Ja uwielbiam produkty mleczne (sery, jogurty), jaja, ryby, owoce morze, więc dieta ta nie jest dla mnie. Ale inspiruje mnie i uważam ją za bardzo smaczną:

–  Barszcz na wywarze warzywnym

– Zupa krem z dyni – miała też pewnie ziemniaki, a pływająca w niej kolendra była świetnym pomysłem na dodatkowy smaczek

– Bigos wegański – na ostro, z pomidorami (pastą pomidorową) i z kotletami sojowymi

– Chilli con corn;) czyli granulat sojowy (chyba) z sosem pomidorowym na ostro, z kukurydzą i czerwoną fasolą

– Zapiekanka z ziemniaków i powyższego granulatu sojowego z sosem pomidorowym

– Pizza z warzywnymi dodatkami

– Tarta ze szpinakiem

– Kotlety z ryżu i szpinaku (sos pomidorowy podany osobno)

– Ryż z ciecierzycą

– Sałatka ze świeżych warzyw (kapusta pekińska, pomidory, ogórki…) i ze smażonymi kotletami sojowymi (pokrojonymi w paski) z sosem orzechowym podanym osobno

– Sałatka makaronowa – z kolorowym makaronem, gotowanymi brokułami, ogórkami kiszonymi, czerwoną fasolą, czerwoną i żółtą papryką

– Smalec wegański – z duszonymi pieczarkami i cebulą (czy były tam płatki owsiane?)

– Pasty do chleba – szpinakowa z pestkami słonecznika, jakaś pyszna brązowa (z orzechami), indyjska z mnóstwem przypraw (nie wiem na bazie czego, ale intensywnie czułam przyprawy – kurkumę, garam masala, cynamon…) i jakaś jasna (może hummus?)

– Ryż z jabłkami i cynamonem

– Deser w kubeczku – crunchy, galaretka (z pektyny) i bita śmietana (z mleka kokosowego)

– Muffiny czekoladowe z gorzką masą czekoladową – wilgotne i delikatne – rewelka!

– Trufle czekoladowe z wiórkami kokosowymi

– Ciasta, jabłeczniki

– Brownie

** Opis vege jedzenia niestety spłyciłam… Nie wiem, jakie składniki i przyprawy znalazły się we wszystkich potrawach, części z nich nie zmieściłam też w siebie, a niektóre zostały zjedzone przed naszym przyjściem…

Dokupiliśmy trochę napojów:

– Ciepły napój z jabłek, gruszek, imbiru i cynamonu (jakby zmiksowany kompot, ale wzbogacony o imbir). Był nieziemski!

– Club mate, tym razem dla ochłody;)

Vege brunch zorganizowały cztery dziewczyny. Cztery dziewczyny dla tłumu ludzi! Było super smacznie! Dzię-ku-je-my!