Nie mamy szczęścia do greckich restauracji… Mylos miał to zmienić, bo z polecenia:
– Czekadełko – kromeczki bagietki, pasta, której nie mogłam zakwalifikować (pasta rybna/ hummus/pasta warzywna? Czy smaczna? Raczej nie miała żadnego smaku…) i oliwa. Wybrałam bagietę z oliwą.
– Talerz gorących przekąsek – szpinak z fetą w cieście filo, pulpeciki mięsne, papryka z fetą, grzanki z serem, kalmary, placuszek z cukinii, roladka z bakłażana, panierowana feta, sardynki, pita, tzatzyki – wybrałam dla smaku i różnorodności, ale to co zobaczyłam bardzo mnie rozczarowało… Wszystko smażone (no dobrze – większość), w ilościach śmiesznych (rozumiem, że była to przystawka, ale za taką cenę mogłaby być chociaż dla dwóch osób…), znowu bez smaku (poza smakiem tłuszczu)! Zawsze chciałam spróbować smażonej sardynki (odkąd Makłowicz smażył je w Grecji) i niestety teraz się zawiodłam. Mam nadzieję, że jeszcze zjem dobrą smażoną sardynkę. Chyba, że są one naprawdę tak niesmaczne, jak podano i wtedy nie warto… Najlepsze z talerza były tzatzyki (gęste, z idealną, jak dla mnie, ilością ogórka i czosnku) i pomidor (był słodziutki i soczysty). Może jeszcze papryka z fetą się broniła, ale było jej bardzo, bardzo mało…
– Paella wegetariańska – z kurkumą i szafranem. Podana na gorącej patelni. Wyglądała bardzo zachęcająco, więc po spróbowaniu zaraz się oparzyłam (mój błąd…). Niezła, ale bez zachwytów. Duża porcja. Fajnie, że przybrana dużą ilością koperku:)
– Chałwa z lodami waniliowymi i sosem czekoladowym – dla tych, którzy lubią chałwę – my lubimy:)
– Milfej – gazowany podtlenkiem azotu w syfonie ser mascarpone ze śmietaną, z musem truskawkowym i przekładany pieczonym ciastem filo, oprószony migdałami (w karcie napisali – opruszony – serio:P) – super-ekstra-smaczny, wyjątkowy, rewelacyjny!
– Wino białe – na najwyższej pozycji w menu, schodzone i bardzo smaczne.
Uczucia mieszane. Desery się obroniły, wino również, reszta bez zachwytów…