Piątek, sobota i niedziela to dni zarezerwowane na GOOD FOOD FEST 2013!
Warszawa Stolicą Smaku – przekonaj się sam!
Piątek, sobota i niedziela to dni zarezerwowane na GOOD FOOD FEST 2013!
Warszawa Stolicą Smaku – przekonaj się sam!
Strefa Blogera zaprasza w tę SOBOTĘ już od 12:00 🙂 Czekamy na blogerów kulinarnych, ludzi, którzy blogerami chcieliby się stać oraz tych, którzy nie chcą, ale są ciekawi!
SOBOTA, 21 czerwca
Pierwszą aktywnością będzie tworzenie letnich KINGTAJLI, czyli koktajli na bazie wody mineralnej, owoców, warzyw, świeżych ziół… Dzień zapowiada się upalny, więc warto byłoby się ochłodzić:)
Kolejno aktywność zapoznawcza – AKCJA PRZYNIEŚ – WYNIEŚ. Każdy bloger będzie mógł przynieść przygotowany przez siebie smakołyk. Przy smakołykach będziemy się zapoznawać, będziemy próbować, będziemy rozmawiać o czym tylko będziemy chcieli… Smakołykami będzie się można wymieniać, oczywiście przepisami także! A może nawet uda nam się coś przygotować na szybko?;)
Później aż dwugodzinny finał konkursu Electrolux Super Chef, w którym jestem jurorem.
A po konkursie, do końca dnia będziemy szaleć z Pauliną z Bloga Roku 2012 – From Movie To The Kitchen. W planach jest wspólne tworzenie filmu „From kitchen to the movie”! Ponadto poznanie sławnej blogerki, która podbiła nasze serca potrawami czy napojami z filmów i seriali:)
NIEDZIELA, 22 czerwca
Zaczynamy również w samo południe – również aktywnością napojową – LETNIE SHAKE’I OWOCOWO-WARZYWNE.
Później spotkanie z Jankiem Paszkowskim i o jego blogu – Kuchnia Niskotonowa, Kuchnia Basowa – słów kilka
oraz kontynuacja, czy raczej dopieszczanie naszego kulinarno-kryminalnego filmu „From kitchen to the movie”;) Też z Pauliną!
Kolejno dwa warsztaty – pierwszy prowadzony przez Natalię z Krew i Mleko o stylizacji kulinarnej oraz następny – o zdjęciach kulinarnych od strony technicznej by Mariusz Seliga.
Ostatnią tego dnia, bardzo smaczną aktywnością będzie spotkanie z Marią z bloga Pyza Made In Poland – o tajnikach kuchni wietnamskiej:)
Każdego dnia Festiwalu będzie można zrobić sobie kulinarne zdjęcie z Fotki z Budki🙂
Szczegóły programu tu Good Food Fest – program.
ZAPRASZAM!
Serdecznie zapraszam na Good Food Fest 2013 do warszawskiej Królikarni!!!
W tym roku weekend 21-23 czerwca 2013!!!
Blogerzy kulinarni – specjalnie dla Was będzie STREFA BLOGERA, a w niej warsztaty, rozmowy i inne ciekawe atrakcje:) Poznacie Janka Paszkowskiego – Master Szefa prowadzącego bloga Kuchnia Niskotonowa oraz Paulinę Wnuk – zdobywczynię nagrody Bloga Roku 2012 z bloga From Movie To The Kitchen.
Więcej szczegółów i program Festiwalu na Good Food Fest oraz na fb Good Food Fest.
Crazy Asia, czyli warsztaty gotowania prowadzone przez Kubę Korczaka. Gotowania bardzo niecodziennego… Nigdy nie sądziłam, że swoje „pierwsze robaki” zjem w Polsce i co więcej – wezmę udział w ich przygotowaniu!
Zostaliśmy przywitani słodkim winem z lichi oraz cierpkim w smaku winem z ryżu. Wino z lichi smakowało jak rozwodniony sok z lichi, a ryżowe nie smakowało jak ryż. Wina różniły się kolorem i o dziwo to ryżowe było ciemniejsze.
Najpierw szynki wietnamskie. Pierwsza zawinięta była w liście pandana – zabieg ten służy uformowaniu szynki oraz zwiększa jej trwałość. Jej składnikami są ryż i boczek. Tak naprawdę były to kawałki boczku zatopione w kleiku ryżowym;) Stąd mało zdecydowany smak i kleista konsystencja. Taką szynkę trudno się kroi, nieco się rozpada, ale raczej trzyma fason.
Druga szynka przypominała mi nieco wędzony pasztet i była sojowo-mięsna. Podobno takie mieszanki są często spotykane w Wietnamie. Kroi się ją jak wędzone tofu, więc bez większych problemów.
Żeby zaostrzyć smak obu azjatyckich rarytasów przygotowaliśmy sos na bazie wody gazowanej, sosu rybnego, soku z imbiru i limonki. Całość posypaliśmy też świeżymi ziołami (kolendrą, bazylią tajską, miętą) i sezamem. Dodatki bardzo pasowały do szynek i w zasadzie to one sprawiły, że postanowiłam spróbować naszej pierwszej potrawy;)
Następnie na talerz trafiły baluty, czyli jaja kacze z już rozwiniętym płodem. Baluty są cięższe, niż zwykłe jaja. Gotowaliśmy je w wodzie przez 20 minut. Po obraniu ze skorupki i pokrojeniu na kawałki nie widać dokładnie co się je – kaczy płód otoczony jest białkiem, czasami też żółtkiem. Dziubek i nóżki pojawiają się dopiero po oczyszczeniu i rozwinięciu płodu… Balut smakował jak wątróbka z jajkiem na twardo. Można też jeść je na surowo, ale smak tej wersji jakoś mnie nie interesuje…
Potem smażone w głębokim tłuszczu uszy wieprzowe! Pokrojone w paski i obtoczone w tempurze (czyli gęstym jak śmietana cieście „naleśnikowym”, które powinno oblepić cały składnik, który chcemy smażyć. Olej powinien być na tyle gorący, żeby włożone do niego produkty od razu się smażyły, a nie wchłaniały olej. Ale nie na tyle gorący, żeby tempura się spaliła. Czas smażenia, tak jak temperatura, też powinien być w sam raz – zbyt krótkie smażenie zadziała tylko na tempurę, a nie podstawowy składnik w środku, a zbyt długie może skończyć się spaleniem). Do „usznej” tempury użyliśmy mąki pszennej, cynamonu, startego imbiru, soli i gazowanej wody. Po usmażeniu warto odsączyć nadmiar oleju w papierowe ręczniki. Najsmaczniejsze były uszy świeżo usmażone. Chrupiące, tłuste, jakby stworzone do piwa.
Do uszu przygotowaliśmy sałatkę z kiełków fasoli mung, świeżej kolendry, soku z cytryny, drobno posiekanej trawy cytrynowej, startego świeżego imbiru, płynnego miodu, oleju z pestek winogron i soli. Warto równoważyć smaki i rzecz jasna wartość odżywczą potraw;)
Dalej znowu mięso w tempurze, tym razem żabie udka! Tempura już inna, bo z mąki pszennej, prażonego sezamu, soli, soku z limonki i sosu rybnego. Przed zanurzeniem udek w tempurze warto podzielić je/ przekroić na pojedyncze nogi;) Mięso z udek faktycznie przypomina w smaku kurczaka, ale wg mnie jest bardziej delikatne i z posmakiem wodnym (coś jak z karpiem i posmakiem błota – tu czuć, że mięso, które jemy mieszkało blisko wody). Ogryzania jest mało, ale potem można się rzucać kośćmi…;)
Ostatnim daniem smażonym na głębokim tłuszczu były szarańcze! Szarańcze przed obtaczaniem w tempurze warto wsadzić do lodówki lub zamrażarki, to usną. Tym razem zrobiliśmy prostą tempurę z mąki, wody i soli, ale z dodatkiem chilli. Szarańcze można jeść w całości, można bez skrzydełek. Przysmak chrupiący, dzięki tempurze pikantny i o dziwo – bardzo smaczny!
Szarańcze podaliśmy na pięknie wyglądającym owocu pitahaja (znanym też jako dragon fruit). Z zewnątrz różowo-zielony, w środku biały z czarnymi pesteczkami. Nieco jak kiwi i nieco, jak kiwi smakuje – jest jednak bardziej delikatny, wcale nie kwaśny, dla niektórych bez smaku.
Później kontynuacja tematu robali – larwy mącznika! Smażone na oleju z imbirem, trawą cytrynową, solą i miodem (akacjowym/ wielokwiatowym). Podane na liściach, jedzone palcami (w sumie większość przekąsek jedliśmy palcami;) – chrupiące, słodkawe, wciągające!!! Imbir i miód to fantastyczne połączenie smakowe dla mącznika. Larwy bez przypraw nie mają specyficznego smaku, zależy on głównie od tego, co jadły, np. jabłka.
Na koniec małe krabiki smażone na klarowanym maśle z cebulą pokrojoną w piórka (która najpierw musi się udusić, dopiero potem można dorzucić krabiki), startym imbirem, solą, cukrem (dość sporo), posypane świeżą kolendrą. Smaży się je do czasu aż zmienią kolor na czerwono-różowy. Najbardziej chrupiące danie;) Można je jeść w całości lub jak kto woli – bez nóżek czy skorupki. Na pewno warto dobrze je pogryźć. Podaliśmy je z surówką z białej rzodkwi, z dymką i prażonym sezamem.
A na deser – najbardziej śmierdzący owoc świata – durian! Podany na pulpie z mango ze świeżą miętą i posypany czarnym sezamem. Mieliśmy duriana mrożonego i wystarczyło tylko usunąć z niego dość dużą pestkę – najłatwiej okroić owoc z pestki nożem. Jego miąższ jest miękki, rozpadający się. Co do jego zapaszku… Faktycznie jakby już miał się rozkładać, fermentować, psuć się, ale znam dużo gorsze zapachy… Nikt nie zwracał po kątach i zjedliśmy deser w całości;)
W międzyczasie podjadaliśmy owoce rambutanu. To ta sama rodzina owoców, co lichi. Są tak samo słodkie jak lichi, tak samo się je obiera i oczywiście nie zjada pestki;)
Podsumowując: prawie jak na obiedzie Explorers Club!!!
Bardzo dziękujemy Kubie za te niecodzienne przeżycia smakowe!